23 czerwca 2025
23 czerwca 2025
Lekko rozmazaną fotografię główki gitary wziętej "na warsztat" zrobił i wysłał mi niedawno mój tata. Dostałam również zdjęcia przedstawiające rozmaite miareczki i przedziwne przybory, które kupił sobie, żeby naprawiać i ulepszać kolejne instrumenty. Dlaczego?
Po wielu latach tata wrócił do uwielbienia.
I nie tylko wrócił. Wskoczył na głęboką wodę!
Ćwiczy długimi godzinami. Rozpisuje funkcje i aranże. Ogląda tutoriale w internecie. Jeździ co tydzień – tak, CO TYDZIEŃ! – do kościoła w miejscowości oddalonej od jego miejsca zamieszkania o siedemdziesiąt – tak, SIEDEMDZIESIĄT! – kilometrów, aby usługiwać podczas nabożeństw.
Po wielu latach. Nie ma czasu, miejsca i stosowności, żeby pisać dokładnie, jakie okoliczności sprawiły, że było to dużo, dużo, dużo pustynnych, trudnych lat, ale jestem ogromnie wdzięczna Bogu za to, że ani na moment nie zapomniał o tacie w tamtym okresie. Że obdarowanie i powołanie nad jego życiem się nie przedawniło, nie wyczerpało ani nie zdezaktualizowało.
I kiedy dzisiaj słyszę przez telefon, z jaką pasją tata opowiada mi o uwielbieniu, o pieśniach, o tym, jak mu idzie, na jakie pomysły wpada, o czym marzy, co zauważa i co go frustruje, czuję znajomy ogień. Ogień, który płonie również w moim sercu, a pod który pierwsze drewienka ułożył właśnie on, ponad dwie dekady temu.
To tata nauczył mnie akordów na pianinie. Do tej pory pamiętam pierwszą pieśń, którą mi pokazał, a był to Hillsongowy klasyk "Mój Jezu, mój Zbawco" w C-dur. To tata zaprosił mnie do grania na nabożeństwach, kiedy miałam raptem dwanaście lat. To tata rozniecił we mnie miłość do Jezusa i usługiwania Mu poprzez muzykę. Inni też, ale on najpierw. Mój tata, Bernard.
Dziękuję Ci, Tato. Jesteś bohaterem. Wiele przeszedłeś, ale Twój ogień dla Pana wciąż płonie. Niech z dnia na dzień wzmacnia się jego żar i nie zgaśnie już nigdy!
Wszystkiego, co dla Ciebie najlepsze, w Dniu Ojca!