31 lipca 2025
31 lipca 2025
Wchodzę do pustej sali nabożeństw. Cisza. Ciemność. Ale wiem jedno.
Bóg już tu jest.
Nie muszę Go ściągać. Nie muszę Go specjalnie i błagalnie przyzywać. Nie muszę odprawiać rytuałów i tworzyć receptury na atmosferę, która zadziała tak, żeby zgodził się przyjść. Jego Duch już tu jest. Żywy. Realny. Napełnia to miejsce swoją niewidzialną, niekoniecznie fizycznie odczuwalną, a jednak pewną i obiecaną przez Jego niezawodne Słowo Obecnością.
I kiedy Kościół przychodzi, by uwielbiać Jezusa, to nie jest tak, że dopiero wtedy On się zjawia. To nie my otwieramy drzwi budynku, by Go wpuścić. To On otwiera je przed naszymi sercami i mówi: "Przyjdźcie do Mnie. Wejdźcie. Jestem tutaj".
Emmanuel – Bóg z nami. To On jest Gospodarzem. To Jego przestrzeń. To Jego zaproszenie.
I jasne, wiem – Kościół to nie budynek. Bóg nie jest ograniczony wymiarami sali, zależny od nagłośnienia, przykuty do sceny. To nie magia, nie szereg pobożnych czynności w "świętej" i jedynie słusznej kolejności, nie konstrukcja z cegły czy szkła w odpowiednich proporcjach sprawiają, że przyjdzie.
Bóg jest wszechobecny. W pustej kaplicy i w zatłoczonym sklepie. W pracy i w parku. W moim domu, w kuchni, w sypialni.
Jest. Po prostu jest. "Czy to nie Ja wypełniam niebiosa i ziemię? – oświadcza Pan." (Jeremiasza 23:24b SNP)
I właśnie o tym dużo myślę ostatnio. O Jego Obecności.
Obecność Boża. Nie jako hasło, nie jako fraza z piosenki. Ale jako rzeczywistość. Co to znaczy, że On jest? Co naprawdę wiemy o Jego Obecności? Jak o niej mówimy? Jak o niej śpiewamy? Jak się z nią obchodzimy?
Studiuję to. Modlę się. Szukam. Dziwię się. Pokornieję.
W Księdze Wyjścia 3:14 Bóg mówi do Mojżesza: "Jestem, który jestem". Nie: "Bywam, jak odpowiednio mnie zawołasz". Nie: "Może przyjdę, jak dobrze zaśpiewasz". Po prostu: "Jestem".
Zachwyca mnie to i porusza dogłębnie. Rozbraja. Ustawia wszystko od nowa. Tak, jak powinno być. Tak, jak On zamierzył.
Mogę odetchnąć. On jest. ON JEST!